Następnego dnia
Zayn
Spojrzałem pytająco na Jamesa. Chłopak pokiwał głową.
- Okej, rozumiem. Czemu właściwie to ja dzwonię?- spytał marszcząc czoło. Westchnąłem. Czy jemu naprawdę trzeba wszystko dokładnie tłumaczyć? Nie może po prostu zrozumieć i się zamknąć?
- Ponieważ mój głos pozna.
- Nie mówiłeś, że go znasz.- zauważył.
- Bo go nie znam, ale on zna mnie.- zaczynam się poważnie zastanawiać, czy nie zapłacić za jego leczenie psychiatryczne. To poważnie chory chłopak. Chyba dla tego Maggie jeszcze się z nim przyjaźni. Pastwi się nad idiotą, do którego nic nie dociera. Trzeba mu wszystko tłumaczyć jak małemu dziecku. Mimo wszystko, nigdy nie zostaniemy przyjaciółmi. Szatyn przycisnął aparat do ucha. Po kilkunastu sekundach chyba ktoś odebrał, bo James zaczął mówić. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłoby mnie to, gdyby ten debil mówił sam do siebie. Zacząłem żałować, że sam nie wykonałem tego telefonu. Zacząłem przysłuchiwać się rozmowie.
- Czy rozmawiam z Conorem Westem?.. Chciałbym się z panem spotkać... Mam bardzo interesujące wiadomości na temat jednego członka One Direction... To nie jest rozmowa na telefon. Wolałbym się spotkać osobiście... Gwarantuje, że moje informacje pana zadowolą... Mój udział? Hm, sądzę, że dogadamy się osobiście... Może za trzydzieści minut w parku?.. Do zobaczenia.- James rozłączył się i schował telefon do kieszeni spodni.- Będzie.- uśmiechnął się. Oboje usiedliśmy na ławce.- Wszystko możesz zawdzięczać mi.- spojrzałem na niego z poirytowaniem.
- Niczego nie będę tobie zawdzięczał.- warknąłem.- Wyobrażasz sobie zbyt wiele.
- Pogódź się z prawdą, Zayn.- zaśmiał się.- Jesteś zazdrosny, że to ja go tu sprowadziłem.
- Jeszcze nikogo tu nie sprowadziłeś, bystrzaku. Oby koleś się pospieszył, bo jeszcze ktoś mnie z tobą zobaczy.- westchnąłem.
- Gdybym mu powiedział, że mam ciekawe informacje na swój temat, pewnie byłby tu w ciągu pięciu minut.- zacząłem się śmiać.- Wiesz co on mi powiedział?- pokręciłem głową.- Że mam szczęście, bo za trzy godziny wylatuje do Francji.
- Chciał przede mną uciec.- stwierdziłem.
- Przed nami.- poprawił mnie, ale ja pokręciłem głową.
- Przede mną.
- Przed nami.- upierał się.
- Dlaczego ty jesteś taki wkurwiający?
- Mógłbym spytać ciebie o to samo.
Gdy Conor pojawił się w parku, obaj zaczęliśmy iść w jego stronę.
- Nie odzywaj się, ja mówię.- powiedziałem do Jamesa.
- Yhm.- mruknął. Conor stał do nas tyłem i rozglądał się dookoła w poszukiwaniu Jamesa.- Jestem!- zawołał gdy byliśmy dostatecznie blisko. Chłopak obrócił się i widząc mnie zaczął biec. Oczywiście nie pozwoliłem mu uciec, bo od razu ruszyłem za nim. Zatrzymanie go było najprostszą rzeczą, jaką musiałem zrobić w życiu. Pociągnąłem go za bluzkę i przycisnąłem do pobliskiego drzewa.
- Myślałeś, że nie będziesz miał żadnych konsekwencji?- warknąłem. James stanął obok mnie dokładnie nam się przyglądając.- Jeśli do cholery, nie napiszesz w tej pieprzonej gazecie, sprostowania na temat tej afery ze zdjęciem, to obiecuje, że spotkamy się jeszcze raz. Wtedy już nie będę się hamował i obije ci tą mordę. Postaram się, abyś stracił tą robotę i nie dostał żadnej innej.- puściłem go i zrobiłem kilka kroków do tyłu. Nie mogłem już patrzeć na tego debila. Myśli, że ta intryga ujdzie mu płazem. Wykorzystał Maggie po to żeby zrobić dobry materiał.
- Nie napisze żadnego sprostowania. Napisałem prawdę. Skoro ona naopowiadała ci tych głupot, to twoja wina, że nadal z nią jesteś.- uśmiechnął się.- Ta dziewczyna jest autentyczną ździrą.- James, który jeszcze chwile temu stał obok mnie, podszedł do Conora i przywalił mu w twarz prawym sierpowym, a następnie kopnął w brzuch. Chłopak od razu się zwinął.
- Nie waż się tak o niej mówić!- warknął szatyn. Pociągnąłem go za ramie. On chciał nas tylko sprowokować i udało mu się. Musiałem jednak zapanować nad sytuacją.
- James.- szepnąłem odpychając go do tyłu.- Mam nadzieje, że doskonale zrozumiałeś moje słowa.- wysyczałem cofając się w tył, po czym obróciłem się i obaj z Jamesem ruszyliśmy w kierunku domu.
Gdy oboje weszliśmy do mojego domu, nadal gadaliśmy o całym zajściu w parku.
- Zachowaliśmy się jak jakaś mafia!- krzyknął podekscytowany. Zacząłem się z niego śmiać.- Musimy sobie kupić białe garnitury.
- Chyba czarne, frajerze.
- Czarne garnitury, okulary i czarny wóz.- nie potrafiłem się z niego nie śmiać.
- I czarny worek w bagażniku.- Niall stał w progu kuchni i wpatrywał się w nas.
- Przyprowadziłeś nowego kolegę.
- To nie jest mój kolega. To jest gang, Niall.- powiedziałem poważnym głosem na co on pokiwał głową jakby rozmawiał z idiotą.
- Jacyś alfonsi przyszli!- krzyknął blondyn, po czym zaczął się śmiać. Z salonu wyszedł Louis.
- Jeśli szukacie jakichś panienek, to my mamy jedną. Dawajcie ją tu chłopaki!- zażądał Lou śmiejąc się. Do korytarza wszedł Harry i Liam trzymający Maggie. Spiorunowałem ich wzrokiem.
- Znajdzie się miejsce w bagażniku dla czterech czarnych worków?- spytałem Jamesa.
- W sumie to będzie już piąty. Ją też tam wciśniemy.- wskazał na szatynkę.
- Nie podoba mi się ta wasza zabawa. Puszczajcie mnie!- rozłożyłem ręce i podszedłem do dziewczyny obejmując ją.
- Gdyby wparowała tu policja to byliśmy z wami.- zacząłem się śmiać.
- A co zrobiliście?- spytał Liam. Oboje z Jamesem w tym samym czasie zaczęliśmy mówić.
- Nic.
- Pobiliśmy kolesia.- spiorunowałem szatyna wzrokiem. Puściłem Maggie i szybko podszedłem do chłopaka. Objąłem go ramieniem.
- Ustalmy sobie coś. Ja będę mówił, a ty będziesz tylko kiwał głową, okej?
- Nie jestem debilem!
- O co tu chodzi? Dlaczego jesteście tu obaj? Przecież się nie cierpicie.- powiedziała Mags.
- Wyjaśnij jej.- powiedział James.
- Niczego nie będę wyjaśniał, bo przecież nic się nie stało. Wiesz co?- spojrzałem na chłopaka.- Odchodzę z gangu.
- Jak chcesz.- westchnął.
- Powiecie mi?- kontynuowała Maggie.
- Nie ma o czym mówić.- powiedziałem krótko. Gdyby ona o wszystkim się dowiedziała, pewnie byłaby na mnie zła. Lepiej oszczędzić jej wrażeń na dziś. Ruszyłem do kuchni i wyciągnąłem z lodówki piwo.
- Odłóż to! Mamy dzisiaj wywiad!- przypomniał mi Liam. Rzuciłem kilka przekleństw i odłożyłem butelkę na poprzednie miejsce.
~~*~~
Rozdział średniej długości i nie uważam go za nic szczególnego. :/ Moja wena wygasa. To okropne.