Kursywa – wspomnienia
*Następnego dnia*
*Oczami Maggie*
Włożyłam spodenki, top i
szarą bluzę. Spięłam włosy w koński ogon i wyszłam z pokoju cicho zamykając
drzwi. Włożyłam trampki, a następnie wyszłam na świeże powietrze.
Dzisiaj na
plaży było mało ludzi. Pogoda od wczoraj się pogorszyła. Usiadłam na piasku.
Przyciągnęłam kolana pod klatkę piersiową i objęłam je rękami. Patrzyłam jak
wiatr rozwiewa piasek, tworząc gładką powierzchnie. Na piasku nie było widać
żadnych odcisków nóg czy czegokolwiek innego. Nabrałam do ręki trochę ziarenek,
a następnie zamknęłam w pięści. Uniosłam wyżej rękę i zrobiłam mały otwór by
piasek mógł wychodzić. Patrzyłam jak piasek powoli z powrotem spada na ziemie.
Wkopałam ręce w zimny piasek. Przez chwile tak siedziałam, po czym otrzepałam
dłonie i wstałam na równe nogi. Ruszyłam w stronę porośniętego drzewami
wzgórza. Idąc kopałam piasek. Zrobiłam kilka kroków i usłyszałam że ktoś za mną
biegnie. Obróciłam głowę i zobaczyłam szatyna o brązowych oczach. Zatrzymałam
się i czekałam aż do mnie dobiegnie. Nie trwało to długo. Gdy Zayn już stał
obok mnie ruszyłam w kierunku wzgórza. Zayn szedł obok mnie. Słyszałam jak
ziaje.
- Kondycja palacza nie
pozwala na zbytni wysiłek?- uniosłam jedną brew i spojrzałam na swoje nogi.
Malik nie odpowiedział na moje pytanie, co wywołało delikatny uśmiech na mojej twarzy.
Dostrzegłam pod jednym
drzewem wielki kamień. Poszłam w tamtym kierunku. Oparłam się o kamień i
spojrzałam na szatyna. Chłopak podszedł do mnie i stanął naprzeciwko mnie.
Zbliżył swoją twarz, chciał mnie pocałować. Widząc to podciągnęłam się na
rękach i usiadłam na kamieniu. Był zimny, ale nawet wygodny. Spojrzałam na
twarz Mulata. Na jego ustach widniał zadziorny uśmiech.
- Tak właściwie to chce z
tobą pogadać.- oznajmił opierając się obok mnie o kamień tak samo jak ja
wcześniej. Zaczęłam bawić się palcami. Wpatrywałam się w nie jakby były
ciekawym obrazem. Słuchałam co Malik ma jeszcze do powiedzenia.- Powiedz mi co
się stało z twoim tatą. O co chodzi z tą bransoletką?- spojrzałam na swoją rękę
upewniając się czy na pewno nadal tam jest. Była. Przejechałam po niej palcem,
nie podnosząc wzroku.
- Jesteś jedenastoletnim dzieckiem.
Twoim autorytetem jest ojciec. Kochasz go najbardziej na świecie. Nagle z dnia na
dzień podsłuchałeś rozmowę rodziców.
Tata siedział na krześle i miał ręce na głowie. Patrzył w ziemie i rozmawiał
z mamą.
- Jestem chory, rozumiesz?- powiedział roztrzęsiony głos ojca. Mama zakryła
sobie dłonią usta i zaczęła płakać.- Mam raka.
- Wyjdziesz z tego.- powiedziała.
- Nie wyjdę.- jego spokojny głos był dobijający. Schował swoją twarz w dłoniach.
- Twój ojciec ma raka. Do końca
nawet nie wiesz co to, bo jesteś dzieckiem. W ułamku sekundy twoje życie się rozpada.
Za każdym razem gdy widzisz swoją mamę, płacze. Po jakimś czasie wywożą cię do babci,
żebyś na to wszystko nie patrzył.- opowiadałam dalej, cofając myśli do tamtych wydarzeń.
- Chce do taty!- załkałam leżąc w łóżku. Babcia głaskała mnie po głowie próbując
jakoś uspokoić. Łzy z moich oczu wylewały się falami.- Chce do taty!- krzyczałam.
Babcia w końcu odpuściła i zawieźli mnie z powrotem do domu.
- Każdego dnia gdy tylko wstałam
szłam do pokoju rodziców sprawdzić czy nadal tam jest.
Przytulałam go z całej siły
i nie chciałam puścić.- z mojego oka wypłynęła samotna łza, która skapnęła na moje
gołe udo.- Gdy kładłam się spać modliłam się o ojca. Prosiłam Boga by mi go nie
zabierał. Rodzice mówili że tata wyzdrowieje. Co mieli powiedzieć dziecku? Gdy pogorszył
się jego stan…- kolejne łzy skapywały na moją nogę.- było tylko gorzej. Po śmierci
ojca… wszystko się zmieniło. Cały czas płakałam. Chodziłam nawet do psychologa.
Przestałam mówić. Mama nie dała sobie z tym wszystkim rady. Zamknęła się tak samo
jak ja. Z nią jednak było gorzej. Przeprowadziła się do nas babcia z dziadkiem.
Moje życie przeistoczyło się w koszmar. Co do bransoletki. Dostałam ją od taty na
ostatnie urodziny z nim. Od tamtej pory nie ściągam jej z ręki. Nie świętuje urodzin.
Dostaje prezenty, ale to już nie to samo co kiedyś. Gdy mama poznała Josha wreszcie
zaczęła żyć. Była szczęśliwa. Gdyby nie twój ojciec, pewnie wylądowałybyśmy pod
mostem.- wytarłam policzki rękawem bluzy.- Po dziesięciu latach nadal czuję tą pustkę.
Patrzę na mamę i Josha myślę o tym, że na jego miejscu powinien być tata. Niby to
już dziesięć lat, ale ból głęboko w sercu wcale nie zmalał. Patrzę na tą bransoletkę
i myślę o tych przyjemnych chwilach z tatą. Teraz już wiesz?- pierwszy raz spojrzałam
na Zayna. Miał spuszczoną głowę. Szatyn odchrząknął.
- Przeszłaś tyle będąc dziesięcioletnim
dzieckiem.- Zayn przetarł swoje oczy. Moja historia go wzruszyła? Zayn patrzył przed
siebie.- Zawsze myślałem, że to ja miałem zrąbane dzieciństwo. Tata od nas odszedł.
- Nie miałam zrąbanego dzieciństwa.
Do jedenastu lat było ok. Potem się spieprzyło.- zmarszczyłam czoło.- Nie lubię
gdy ktoś mówi do mnie Mags.- powiedziałam po chwili ciszy.- To zdrobnienie należało
tylko dla mojego taty. Już mi przestało przeszkadzać to gdy tak do mnie mówisz.-
ponownie spojrzałam na Zayna, a on na mnie. Mówiąc mu to w jakimś stopniu mu zaufałam.
Chciał wiedzieć, więc mu powiedziałam. Mało osób wiedziało aż tyle. James wiedział
tylko to że mój tata zmarł na raka. Nie wiedział nic więcej. Takich rzeczy nie opowiada
się na lewo i prawo. Malik przesunął swoją dłoń do mnie i splótł nasze palce.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Awww i wydał się sekret z bransoletką.
xD Komentujcie!!! ;*
Rozdział nie sprawdzony, bo
mi się nie chciało. Znowu. xD
Jeśli chcesz być informowany
o każdym rozdziale? Zapraszam do zakładki informowani.
Pozdrawiam, Nika xx